Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od jednego więc z tych wziętych        335
Wiem, że owe pawiljony
Wypłynęły aż z Lizbony,
I po falach idą wzdętych
Tu na Tangier; klnąc się Bogiem,
I rycerstwem, że Dej stary,        340
Tu, nad wieżyc swoich rogiem
Ujrzy te same sztandary
Co są w Ceucie, – los batallji
To pokaże że się mylą! –
Podług nich, Król Portugalji        345
Przed którym światy się chylą;
Którego zwycięska sława,
Sztandary swoje zatyka,
Aż tam, gdzie ziemi nie stawa,
Gdzie Rzymski orzeł lot traci:        350
Wysłał obu swoich braci
Fernandesa i Henryka;
Aby tu ich wiek ciekawy
Ujrzał obu w słońcach sławy;
I za wielkie nasze klęski        355
Przyklasnął, jako wiek klaszcze.
Fernand, to Mistrz Awiceński,
Henryk, to Mistrz Chrystusowy;
Oba noszą białe płaszcze,
Rządzą wielkie dwa zakony;        360
Jeden krzyż ma purpurowy.
Drugi wielki krzyż zielony;
Oba wiodą różnéj broni
Do czternastu aż tysięcy;
A niepłatnych jeszcze więcéj,        365
Co idą jak na popisy:
A do tysiąca aż koni
Poprzebieranych w tygrysy,
Na jednorożce przekutych –
Taka fantazja jest u tych        370
Hiszpanów!!!
Te więc szeregi
Depcą może nasze brzegi,
Albo już u lądu stoją.