Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I ogród pełen szkarłatów
Wydaje się morzem kwiatów:
Tam morze – ogrodem pijan. –        110
Ach! cóż to za smutek głęboki
Ten smutek co w sercu ma łoże?
Że nie dba na kwiatów uroki,
Na niebo, na ziemię i morze.

ZARA.

Wielki smutek twój! ach! i głęboki!        115

Wchodzi KRÓL FEZU, ojciec Fenixany, z minijaturą w ręku.
KRÓL.

Jeśli, moja Fenixano,
Na piękność i smutek chora,
Chcesz być zdrowszą dziś, niż wczora,
I zdrowszą niż byłaś rano:
Oto jest portret Infanta        120
Manrytanów, Tarudanta,
Który cię uleczy pewnie
Na długo. – Cóż to, tak blada? –
Infant u nóg twoich składa
Koronę, jako królewnie.        125
A ten portret choć nie gada
Za niego, u nas zagości.
Każda niema ambassada,
Ambassadą jest miłości.
Za Infantem najgoręcéj        130
Wstawiam się – bowiem mieć będę
Zięcia i dziesięć tysięcy
Przyprowadzonych uczników,
Z któremi Ceutę zdobędę.
Płoń się córko – tych płomyków        135
Miłośnych tobie pozwolę. –
Owszem – serce puść na wolę,
Niech kocha przyszłego Pana.

FENIXANA.

O Boże!