Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To tak myśleli że mię zdeptać mogą;
Aż się od hańby obroniłem, trwogą...       820
Lecz nie pomogło... bo jak od źwierciadła,
Od ludzi trwoga ta na mnie upadła.
Bo wyschły jak trup, po uczuć pogrzebie,
Jąłem się lękać nie Boga, lecz siebie.
Więc niech się skończy ten los co mi cięży,       825
Niech w nieskończoność dusza się rozpręży;
Wszystko straszliwe, co się w serce ciśnie,
Niech się jak piorun wyrwie i rozbłyśnie.
Niechaj część każda pokalanéj duszy,
Dozna właściwych bolów i katuszy:       830
Lecz niechaj wszystko to w jednym mordercu
Zamknięte, w jedném nie gryzie się sercu.
O! były chwile okropne na świecie!
I ta noc!... Xięże pociesz ty mię przecie,
Czy, łzy tylko masz dla mnie pacierzem?       835
Dla mnie, co stoję nad śmierci wybrzeżem,
Co tu widziałem pełną tajemnicy,
Śmierć w synka mego błękitnéj źrenicy.
Okropność! jego usteczka różane,
Miłością jakąś obłąkane, pjane       840
Z ognia oddechem, z lutniowemi gwary,
Pocałunkami tu goniły mary.
Widziałem moje sny młodości złote,
Zachwyty, miłość, niepokój, tęsknotę,
Wydane dziecka niewinném obliczem:       845
Lecz on kochał nic, on tęsknił za niczém,
A jednak tęsknił i kochał. Widziałem
Jak się w coś wpatrzył z obłąkania szałem.
Myślałem — biedny! czego się on męczy?
Łabędź w jeziora zakochał się tęczy,       850
Umarł nim zgasła, nie doczekał nocy
Lecz ile było w nim ognia i nocy!
Jakie wyrazy tęskne, smutne, śliczne,
Długo echowe i melancholiczne
Z ust mu jęczały! Była jedna chwila —       855
Myślałem że mu skrzydełka motyla
Z ramion wyrosną, że główka zaświeci
Ogniem niebieskim, i w niebo uleci;