Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA CZWARTA.
Sala taż sama.
BALLADYNA (sama, wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku.)

Nic mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam.
W koszuli — wstyd! gdyby cię kto zobaczył
W koszuli z nożem w ręku? Jak tu ciemno!...

(idzie ku wieży.)

Cyt!... jakiś szmer? — Wiatr mi zagasił świécę...
       5 To przywidzenie — nic nie słychać, zamek cały
Głęboko śpi... Lecz jeśli śpi ten człowiek
Z otwartą tak powieką?... to co? to co?
Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro
Żałować będę, wiem, żałować będę.
       10 Wiatr zamknął za mną drzwi; a ja myślałam
Że jaki ciemny duch zamykał za mną;
I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę,
Jakbym się bała spotkać czém okropnem.

(ogląda się)

A widzisz nie ma nic, nic nie ma. Ciemne
       15 Powietrze, mgła; żadnych nie widać mar.

(Błyska)

Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była
Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany
Widziałam białe — Cyt — Nie słychać nic —
Spiesz się! — Lecz jeśli żar błyskawic lunie
       20 Na moją twarz, gdy będę z nożem stała
Nad nim; to co? — Ogień pokaże tobie
Miejsce gdzie masz uderzyć. — O! błyskawice
Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy,
Bądźcie mojego czynu słońcem. — Idę.

(wychodzi na wieżę.)