Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ptaszki jaskółki nim pójdą za morze,
Stare, zgrzybiałe, biedne matki duszą.
       115 Tak, tak, tak... ludzie prawdę mówić muszą.
Żebrząc po świecie piosenkę ułożę;
Groszową piosnkę o jaskółkach czarnych
Co duszą matki — proszą! w ptaszkach marnych
Taka nielitość! wygnać matkę starą,
       120 Głodną, na cztery wichry targające
Za siwe włosy.

PUSTELNIK.

Podczciwych tysiące
Padają na tym świecie złych ofiarą.
Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka?

WDOWA.

To i ty matka... i ty także matka?
       125 Nie pójdę z tobą bo się będziem kłócić
O piękność imion naszych córek — moja!
Ach gdybyś ty mię z grobu chciał ocucić
Wołaj Bladina — Pójdę szukać zdroja
I pić jak wróble zadzierając główkę
       130 Do pana Boga — dzięki mu, dał wody.

(śpiewa mrucząc)

Stara miała jedną krówkę,
I chacinę i ogrody
I dwie córki...

(odchodzi w las.)
PUSTELNIK.

Po kraju całym szukać każę
Téj matki — okropny sąd wydam na dziecko.

(odchodzi do celi.)