Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BALLADYNA.

Nie zatrzymywał się nigdzie po drodze?

GRALON.

U pustelnika stanął w celi.

BALLADYNA.

Boże!
U pustelnika... Mów — ja ci nagrodzę
Za każde słowo garścią złota — ale
       105 Chcę wiedziéć wszystko... rozumiesz? wspaniale
Nagrodzę ciebie, ale mów otwarcie.
Choćby co było okropnego — powiedz...

GRALON.

W borze przez głucho sarosły manowiec
Pan jechał przodem na koniu lamparcie,
       110 A my gęsiora jechali za panem...
W tém nagle pański koń dał w górę słupa,
Jakby się spotkał z ognistym szatanem.
A pan Graf z konia: rzekł... czuć w lesie trupa...

BALLADYNA (z przerażenia.)

I z konia zsiadł... i...

GRALON.

Krzyknął: za mną służba,
       115 I pieszo z mieczem pod wierzbę poskoczył.
Na mchu trup leżał — a piersi mu toczył
Wianek żelaznych gadzin...

BALLADYNA.

O!!!

GRALON.

To wróżba
Naszéj wyprawy: rzekł Graf... Oto leży
Przed nami ścierwo zabitego tura.

BALLADYNA (oddychając.)

Ach!