Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       20 Mówiłam... głupiaś... wszakże koń przy żłobie
Gdy nie ma owsa to zajada siano,
Jeśli dziewczęta malin nie dostaną,
To nazbierają poziómek — Wy króle,
Może wam w zamkach nie znać się co ziomka,
       25 A co malina, co siano a słomka,
A co są dziuple, a co pszczelne ule.
Wam tylko złoto, złoto, zawsze złoto...

KIRKOR.

Ach nie wierz temu... nieraz my zgryzotą
Trapieni w zamkach dnie pędzimy liche.
       30 Stokroć matko wolę twoje ciche
I wiejskie życie... Miło na tym ganku
Czekać wieśniaczéj małżonki, jak lubo
Kołysze sercem ten powiew poranku;
Ty taka dobra choć masz szatę grubą.

WDOWA.

       35 To mój świąteczny przecie ubior — proszę!
Cycowa suknia! tylko w święto noszę
Takie ornaty... Wraca Balladyna...

KIRKOR.

Gdzie?

WDOWA.

O! nie widać... lecz matce wiadomo.
Patrz panie! oto jaskółeczka sina
       40 Zamiast wylecić, kryje się pod słomą,
I cicho siedzi... Gdyby zaś Alina
Wracała z gaju, tobyś to mój panie
Usłyszał w bełkach szum i świegotanie,
Jedna za drugą pyrr... pyrr... lecą z gniazdek
       45 Do téj dziewczynki, i nad nią się kręcą,
Niby chmureczka małych, czarnych gwiazdek,
Nad białą gwiazdką...

KIRKOR.

Dla czegoż się nęcą
Ptaszki do młodszéj córki?...