Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

MARTA. Więc łudziłam się, że bywam wyjątkiem...
ERAZM. «Wyjątkiem»? Pani, ah, wyjątkiem! Jeśli
O wyjątkowość, o oryginalność
Idzie, to w porze, tak niewiele skwarnej,
Gdy chłód od morza szeroko zawiewa,
Pani zaiste, że wyjątkiem jesteś,
Piękny ten wachlarz zawsze w ręku mając,
Tak, iż kąpielni goście już, słyszałem,
Zwą ciebie, pani, wachlarzową palmą!
MARTA. (melancholijnie) Ten piękny wachlarz jest piękną pamiątką
Wspaniałomyślnej tak bardzo osoby,
Iż zapomina, gdy komu co dawa,
Lub pamięć grzecznem kryje odniechceniem...
ERAZM. (przyzierając się) Wachlarz ten? Prawda, przypominam sobie...
Lecz któż o takiej mógł rozmyślać fraszce?.
MARTA. Fraszce? — Co nigdy rąk mych nie opuszcza...
ERAZM. Przybrała przeto ważność dla niej nową,
Nie tą już będąc drobnostką, tą rzeczą
Błahą, którą jej ofiarował tancerz...
MARTA. Zwłaszcza, iż tańczy się nie w każdej chwili.
———————————
Atoli słuszność pan ma. To jest fraszka..

(upuszczając wachlarz na ławkę)

To jest zbyteczna rzecz — wachlarz w tej porze,
Która od morza nawiewa chłód. Istnie,
Że tu jest chłodno, zimno — i rozsądek,
Którego cenę zna pan, jak nikt równie,
Zaleca cofnąć się...
ERAZM. Ja odzianym jestem,
Jak zmiany czasu każą, i tu błądzę,
Myśląc — ah, pani — myśląc...
MARTA. O czem??...
ERAZM. Myśląc,
Iż dziś jest wilja dnia moich zaręczyn.
MARTA. Czy się nie mylę, że grzmot słychać w dali
I że uderzył piorun!?
ERAZM. To powózki
Tętnią jadących po bruku, gdzie targi,
Godzina, w której słyszy się to codzień...

(poglądając leniwo ku ławce)

Pani zostawia wachlarz swój...
MARTA. Był on mi
Raz już podanym grzeczną pana ręką.

(uchodzi pośpiesznie)
SCENA 4
W mieszkaniu JULJI — ona zatrudniona jest pisaniem; ERAZM wchodzi z pudełeczkiem w ręku.

JULJA. (czule ku Erazmowi) Chwilkę zaczekaj. Kończę list do cioci

(pisząc)

Przynosisz, widzę, pierścionki. Zaczekaj!
Kończę — do cioci.

(pisze)

ERAZM. (na stronie) Gdyby czynił człowiek
Wszystko o słusznej godzinie, zaiste
Aniby śpieszył się, ni czekał nigdy!
Wszakże i k’temu omyśliłem sposób,
Notatki moje pełniąc, gdy mam czekać,
Tak, iż zaprawdę, ściśle biorąc rzeczy,
Ani się śpieszę, ni czekam...

(dobywa karnetu i pisze)

JULJA. (z przyciskiem) ...Na teraz
Myślę jednakże, że i oczekiwać
I nawet śpieszyć się... nie jest zbytecznem.
ERAZM. (zasiadając opodal) Wyjątki zawsze prawa swe miewają:
Alić to najmniej nie wzrusza metody!
Metodę skoro my dla ciągu następstw
Musimy nieraz zawieszać, cóż z tego?
Ona trwa niemniej i obowiązuje.
Ja mogę znosić i przyjmać wyjątek,
Jednakże ludzkość następna, jednakże
Naprzykład syn mój czyliż nie miałby być
Ścisłej metodzie wiernym? Jabym syna
Mojego wdrożył wcześnie w to uznanie,
W ten sens, któryby wcielił weń porządek
Godzin, i zajęć, i punktualności.
JULJA. (gryząc pióro) A jabym czasem przeniosła dla syna
Mojego lekki wybuch entuzjazmu!
ERAZM. (nagle) Któryby zgubić mógł chłopca!!
JULJA. (patetycznie) Któryby
Człowieczość uczuć wlał weń, a nie system.
ERAZM. (słodko) Pogodzić prądów tych w jednej naturze
Zda się, iż trudno, albo niepodobna!
JULJA. (z lekką ironją) Syn mój jednakże byłby panu bliskim?
ERAZM. (z przekąsem) Mój syn, jak myślę, obcymby jej nie był.
JULJA. Cóż ta wątpliwość, «jak myślę», ma znaczyć?...
ERAZM. (wstając i patrząc na zegarek)
Ku morzu czas jest iść. Za małą chwilę
Do brzegów Anglji zdąża parostatek.