Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech pan zobaczy.
— Niema zasuwki!
— Nie, lecz jest zamek.
— Dobrze. Zamknę się z zewnątrz. Wszak niema innego wejścia?
— O ile wiem, niema.
I Pompée, wziąwszy świecę, obszedł pokój.
— Zobacz, czy okienice dobrze zamknięte?
— Założone na haki.
— Dobrze. Możesz iść spać.
Pompée wyszedł, a wicehrabia zamknął drzwi na klucz.
W godzinę potem, Castorin, który przybył najpierwszy do hotelu i zajmował numer obok Pompéego bez wiedzy tegoż, wyszedł z pokoju na palcach i otworzył bramę panu de Canolles.
Canolles z biciem serca wślizgnął się do oberży i pozostawiwszy zamknięcie bramy Castorinowi, który wskazał mu pokój, zajmowany przez wicehrabiego, wszedł na schody.
Wicehrabia właśnie kładł się do łóżka, gdy usłyszał kroki na korytarzu, a ponieważ był, jak to można było zauważyć, bardzo lękliwym, kroki te przestraszyły go i zwróciły na siebie całkowitą jego uwagę.
Kroki te zatrzymały się przed drzwiami jego pokoju.
W sekundę później zastukano do takowych.
— Kto tam? — zapytał głos do tego stopnia przelękniony, że Canolles nie byłby go rozpoznał, gdyby już kilkakrotnie nie był miał okazji studjowania rozmaitych odcieni tego głosu.
— Ja! — odpowiedział Canolles.
— Jakto, pan? — zapytał głos, przechodzący w przestrach.
— Tak, ja. Wyobraź pan sobie, że już nie ma w tym hotelu ani jednego pokoju niezajętego. Ten dureń Pompée nie pomyślał o mnie. Żadnej oberży innej nie ma w całej Wiosce, a ponieważ pański pokój jest o dwóch łóżkach...
Wicehrabia ze strachem spojrzał na dwa jednakowe łóżka, stojące obok siebie w alkowie i oddzielone tylko stoliczkiem.
— A zatem — mówił Canolles — przychodzę zająć jedno. Otwórz mi pan prędko, bardzo proszę, gdyż marznę tutaj.