Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/825

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przecie niema w tem nic niestosownego.
— Istotnie! w ten sposób nie będziemy się ani na chwilę rozłączały.
— Idź zatem i poproś ją o to. Ja tymczasem przejdę się po ogrodzie, gdyż boli mię głowa.
— A gdzie się spotkamy?
— Tutaj, za godzinę.
— Tutaj, za godzinę. Och! jesteś bardzo dla mnie dobra, i dziękuję ci za to.
— Czyż mogę nie zajmować się twoim losem? Gdybyś nawet nie była tak piękna i miła, czyż nie jesteś bądź-co-bądź kochana przez jednego z moich najlepszych przyjaciół?!
— Drogi d’Artagnan! Jakże gorąco będę ci wdzięczna za pomoc w połączeniu się z nim!
— Mam nadzieję. A teraz, skoro już wszystko ułożone, chodźmy na dół.
— Więc idziesz do ogrodu?
— Tak jest.
— W takim razie idź najpierw tym korytarzem, a potem zejdź po małych schodkach.
— Dobrze; dziękuję.
I „przyjaciółki“ rozstały się, słodko się do siebie uśmiechając.
Milady mówiła prawdę: głowa ciężyła jej istotnie. Nie zdołała jeszcze uporządkować swych planów, które dotąd kłębiły się w tej głowę chaotycznie. Potrzebowała pozostać samą, aby wprowadzić ład w myślach, a wiedziała z doświadczenia, że wystarczy trochę ciszy i spokoju, by niewyraźne jeszcze pomysły przybrały stanowczą, określoną formę. Najpilniejszem na razie było porwanie pani Bonacieux i umieszczenie jej w bezpiecznem miejscu, aby w razie gwałtownej potrzeby módz posłużyć się nią, jako zakładniczką. A potem?...
Przyszłość przedstawiała się jej niejasno, i milady z pewną obawą myślała o wyniku tego strasznego pojedynku, w który nieprzyjaciele jej wkładali tyleż wytrwałości, co ona zawziętości. Czuła, że zbliża się burza, i dreszcz przebiegał jej ciało na myśl, że burza ta ją właśnie zmieść może z powierzchni ziemi.