Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/649

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drans drogi dzieli nas od miasta, więc dopiero za kwadrans mogą być tutaj. Mamy tedy dosyć czasu, aby rozważyć jeszcze nasze plany. Skoro bowiem odejdziemy stąd, nie znajdziemy już nigdzie miejsca tak odpowiedniego i dogodnego na narady. A oto właśnie przychodzi mi, panowie, pewien doskonały pomysł.
— Mów zatem.
— Pozwólcie wszakże, że wydam przedtem Grimaudowi kilka nieodzownych poleceń.
Atos skinął na służącego, aby się przybliżył.
— Grimaudzie — rzekł, wskazując mu trupy, leżące koło forteczki, — weźmiesz tych panów, ustawisz rzędem koło muru, nasadzisz im czapki na głowy i włożysz muszkiety do rąk...
— O, wielki człowieku! — zawołał d’Artagnan, — zaczynam cię pojmować.
— Pojmujesz? — spytał Portos.
— A ty, Grimaudzie, czy rozumiesz, o co chodzi? — indagował Aramis.
Grimaud skinął potakująco głową.
— Tego tylko było potrzeba — odezwał się Atos. — Teraz możemy się zająć moim pomysłem.
— Jednakże i ja chciałbym zrozumieć, o co chodzi — rzekł Portos.
— To zbyteczne.
— Tak! tak! — wołali razem d’Artagnan i Aramis, — powiedz zatem, jaki masz pomysł.
— Otóż milady, ta zbrodnicza kobieta, ten demon, ten szatan, jak mi mówiłeś, d’Artagnanie, ma szwagra.
— Tak jest; znam go, i zdaje mi się, że nie żywi on zbytniej sympatyi dla swej bratowej.
— To nawet dobrze się składa — odparł Atos; — gdyby ją zaś nienawidził, byłoby jeszcze lepiej.
— W takim razie okoliczności dla planu twego są sprzyjające.
— Pragnąłbym jednak dowiedzieć się nareszcie — wtrącił Portos, — w jakim celu Grimaud ustawia te trupy.
— Nie przeszkadzaj, Portosie — uspokajał go Aramis.