Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/636

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Atos milczącym gestem wyraził mu swe zadowolenie i, wskazawszy rodzaj strzelnicy, polecił stanąć na straży, a dla uprzyjemnienia mu nudów pozwolił zabrać bochenek chleba, dwa kotlety i butelkę wina.
— Siadajmy „do stołu“ — rzekł do towarzyszów.
Czterej przyjaciele usiedli na ziemi, krzyżując nogi, jak Turcy.
— Teraz zaś — ozwał się d’Artagnan, — skoro się już nie potrzebujesz obawiać, by ktoś nas podsłuchał, mam nadzieję, że wyjawisz swą tajemnicę.
— Sądzę, panowie, że zapewniłem wam równocześnie przyjemność i sławę — mówił Atos. — Odbyliście, dzięki mnie, miłą przechadzkę, a teraz oto oczekuje nas doskonałe śniadanie... Tam zaś, w oddali, jak możecie zauważyć poprzez strzelnice, stoi pięciuset ludzi, którzy patrzą na nas, jak na szaleńców lub bohaterów... albowiem te dwa rodzaje niedołęgów są bardzo podobne do siebie...
— Ale jakże z tą tajemnicą? — dopytywał się d’Artagnan.
— Otóż... wczoraj wieczorem widziałem się z milady — zaczął Atos.
D’Artagnan w tej właśnie chwili podnosił szklankę do ust, ale na słowo „milady“ ręka zadrżała mu tak gwałtownie, że postawił szybko szklankę na ziemi, aby nie rozlać jej zawartości.
— Widziałeś swoją...
— Sza! — przerwał mu Atos; — zapominasz, drogi przyjacielu, że ci panowie nie są wtajemniczeni w moje rodzinne sprawy... Widziałem milady.
— Gdzie? — pytał d’Artagnan.
— Mniej-więcej o dwie mile stąd, w oberży pod Czerwonym Gołębnikiem.
— No, to jestem zgubiony — rzekł d’Artagnan.
— Nie, jeszcze nie! — odparł Atos, — bo właśnie w tej chwili milady opuszcza prawdopodobnie brzegi Francyi.
D’Artagnan odetchnął głęboko.
— Ale ostatecznie któż to jest ta milady? — zapytał Portos.