Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/564

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czenia, czego dowodem były losy pana Chalais i pani Bonacieux. Największą wartość ze wszystkiego, co pozyskał dotąd, mógł mieć dar królowej — dyament w pierścieniu, który miał na palcu, szacowany na pięć do sześciu tysięcy liwrów. Zważywszy jednak, że ożywiony ambitnymi projektami d’Artagnan postanowił go zachować, aby kiedyś w przyszłości był dlań dowodem wdzięczności królowej, zważywszy to, trzeba stwierdzić, że klejnot ów, dopóki nie spieniężony błyszczał na jego palcu, nie miał właściwie większej wartości, aniżeli kamienie, po jakich d’Artagnan stąpał w tej chwili, znalazłszy się samotnie na malowniczej dróżce, wiodącej z obozu do miasteczka d’Angoutin.
Pogrążony w rozmyślaniach o tem wszystkiem, młody nasz Gaskończyk zaszedł dalej, aniżeli zamierzał, i ani się spostrzegł, jak słońce zbliżyło się ku zachodowi.
Nagle w ostatnich jego promieniach ujrzał d’Artagnan poza przydrożnym płotem błyszczącą lufę rusznicy. Dzięki bystremu wzrokowi i wielkiej przytomności umysłu zrozumiał w jednej chwili, że rusznica nie znalazła się tu sama i że człowiek, który ją trzyma, nie żywi z pewnością przyjacielskich względem niego zamiarów, — postanowił tedy natychmiast wyjść na czyste pole. Zaledwie jednak uczynił parę kroków, gdy ujrzał i z drugiej strony wychylający się z poza skały wylot rusznicy. Nie mógł już wątpić, że to zasadzka na niego. Spojrzał instynktowo na pierwszą lufę i stwierdził z pewnem zaniepokojeniem, że obniża się ona w jego kierunku. Uchwyciwszy chwilę, gdy zatrzymała się nieruchomo, d’Artagnan rzucił się plackiem na ziemię i w tejże chwili usłyszał strzał oraz świst kuli nad swoją głową. Nie było czasu do stracenia Zerwał się nasz Gaskończyk na nogi, a prawie równocześnie kula z drugiego muszkietu wzbiła w górę kupkę kamyków na tem właśnie miejscu, z którego dopiero co się podniósł.
D’Artagnan nie należał do tych nierozważnych junaków, którzy gotowi się narazić nawet na śmieszną śmierć, byle tylko nie cofnąć się na krok; zresztą na cóż przydałaby się tu odwaga, skoro wpadł w uplanowaną zasadzkę?