Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go? — zapytał oberżysta po chwili nadaremnych poszukiwań.
— Oczywiście, spodziewam się! — krzyczał Gaskończyk, mający nadzieję, że list ten utoruje mu drogę na dwór królewski. — Znajdowała się w nim cała moja fortuna.
— Czy były w nim może obligi hiszpańskie? — pytał oberżysta z zaniepokojeniem.
— Zlecenia do prywatnej szkatuły Jego Królewskiej Mości — odpowiedział d’Artagnan, który, licząc na to, że dzięki tej rekomendacyi dostanie się do służby królewskiej, sądził, że, nie popełniając kłamstwa, może dać tę odpowiedź, nieco ryzykowną.
— Tam do dyabła! — jęknął gospodarz, zupełnie zrozpaczony.
— Ale nie o to chodzi — mówił dalej d’Artagnan z pewnością siebie, cechującą południowców, — nie chodzi mi o pieniądze; stokroć ważniejszy był sam list. Wolałbym doprawdy stracić tysiąc pistolów, aniżeli ten list.
Tak samo dobrze mógł był powiedzieć o dwudziestu tysiącach, ale wstrzymała go od tego pewna młodzieńcza skromność.
Nagła myśl zaświtała w mózgu oberżysty, który w duchu klął od wszystkich dyabłów, nie mogąc nic znaleźć.
— Ten list nie zginął! — zawołał nagle.
— Aaa! — wykrzyknął d’Artagnan.
— Nie; list został panu zabrany.
— Zabrany!? Ale przez kogo?
— Przez tego szlachcica, który tu był wczoraj. Schodził do kuchni, gdzie znajdował się pański kaftan; był tam sam jeden. Założyłbym się, że to on go ukradł.
— Tak pan sądzisz? — spytał d’Artagnan, niezupełnie przekonany, gdyż wiedział sam lepiej, niż ktokolwiek inny, że list miał wartość wyłącznie dla niego samego i że nie mógł wskutek tego obudzić niczyjej pożądliwości. W rzeczywistości nikt z pachołków, ani nikt z przejezdnych nie mógł osiągnąć z posiadania listu żadnej zgoła korzyści.
— Twierdzisz pan zatem — ciągnął dalej d’Artagnan, — że posądzasz o kradzież tego bezczelnego szlachcica?
— Mówię to, ponieważ jestem tego najzupełniej pe-