Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

da ci konia osiodłanego i wskaże drogę, którą powinieneś się udać; znajdziesz na niej również cztery przeprzęgi. Jeżeli pan chcesz, zostaw każdemu z nich swój adres w Paryżu, a cztery te konie będą wysłane za tobą. Dwa z nich już pan poznałeś i, jak mi się zdaje, oceniłeś należycie, będą to bowiem te same wierzchowce, na których jechaliśmy. Chciej pan przyjąć zapewnienie, że dwa inne nie będą gorsze. Cztery te konie są zupełnie wyekwipowane do wyprawy. Aczkolwiek jesteś pan hardym młodzieńcem, nie odmówisz mej prośbie, aby jednego z nich przyjąć dla siebie, trzy inne zaś dla swoich towarzyszów. Cel uświęca środki, jak twierdzicie wy, Francuzi... Nieprawdaż?
— Tak, milordzie. Przyjmuję ten dar — rzekł d’Artagnan i, da Bóg, uczynimy z niego dobry użytek.
— Teraz zaś podaj mi rękę, młodzieńcze. Może niedługo już spotkamy się na polu walki. Ale aż do tej chwili, jak tuszę, jesteśmy przyjaciółmi.
— Tak jest, milordzie, jednak z nadzieją w duszy, że niebawem zostaniemy wrogami.
— Bądź pan spokojny; przyrzekam ci to.
— Liczę na pańskie słowo, milordzie.
D’Artagnan pożegnał księcia i żywo udał się do portu.
Nawprost Wieży Londyńskiej znalazł wskazany mu statek; oddał otrzymany list kapitanowi, który, natychmiast po potwierdzeniu przez gubernatora portu pozwolenia na wyjazd, rozwinął żagle.
Pięćdziesiąt statków, gotowych do odjazdu, oczekiwało tamże.
Przepływając koło jednego z nich, d’Artagnan spojrzał na jego pokład, i wydało mu się, że poznaje damę, widzianą w Meung, tę samą, którą nieznajomy tytułował „milady“, a która tak oczarowała d’Artagnana swą pięknością. Ale, dzięki wartkiemu prądowi rzeki i dobremu powiewowi wiatru, statek posuwał się tak szybko naprzód, że d’Artagnan niebawem stracił z oczu nieznajomą.
Nazajutrz o godzinie dziewiątej rano zarzucono kotwicę w porcie Świętego Waleryusza.
D’Artagnan skierował natychmiast kroki do wskazanej mu oberży, rozpoznawszy ją odrazu po krzykach, jakie