Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niewzruszonym, jak na przyszłego muszkietera przystało, przecież natura wzięła górę i wypłakał również wiele łez, z których tylko połowę udało mu się ukryć.
Jeszcze tego samego dnia młodzieniec wyruszył w drogę, wyposażony trzema ojcowskimi darami, na które składały się: piętnaście talarów, koń i list do pana de Treville; rady ojcowskie, jak się łatwo domyślić można, nie były uwzględnione w rachunku darów.
Zaopatrzony w tego rodzaju „vade mecum“, d’Artagnan stał się zarówno duchowo, jak fizycznie, dokładną podobizną bohatera Cervantesa, z którym też tak trafnie go porównaliśmy, gdy obowiązek historyka nakazywał nam naszkicować jego portret. Don Kiszot uważał wiatraki za olbrzymów, a stado owiec za armię; d’Artagnan poczytywał każdy uśmiech za obelgę, a każde spojrzenie za zaczepkę. Wynikło stąd, że w ciągu całej podróży z Tarbes do Meung ustawicznie zaciskał pięści i dziesięć razy przez dzień chwytał za rękojeść swej szpady; mimoto pięść nie spadła na niczyją szczękę, a szpada nie opuściła pochwy. Nie znaczy to bynajmniej, aby widok nieszczęsnego żółtego konika nie wzbudzał śmiechu na twarzach przechodniów; ale, ponieważ koło nóg konia pobrzękiwała szpada o nakazujących szacunek rozmiarach i ponieważ powyżej tej szpady błyszczało oko raczej dzikie, niż dumne, przechodnie starali się poskramiać swoją wesołość, albo też, gdy śmiech brał już górę nad roztropnością, uśmiechali się tylko półgębkiem, na podobieństwo masek starożytnych. D’Artagnan, mimo swej drażliwości, dotarł majestatycznie bez żadnej przygody aż do tego nieszczęsnego miasteczka Meung.
Gdy jednak tutaj zsiadał z konia przed bramą „Wolnego Młynarza“, nie podszedł nikt, ani gospodarz, ani chłopiec, ani masztalerz, aby przytrzymać mu strzemię. Natomiast w otwartem parterowem oknie ujrzał d’Artagnan jakiegoś szlachcica o pięknej postawie i z wyniosłą miną, aczkolwiek o twarzy nieco pomarszczonej, który rozmawiał z dwoma osobami, słuchającemi, jak się mogło wydawać, słów jego z szacunkiem. Tak, jak zwyczajnie, d’Artagnan przypuścił oczywiście przedewszystkiem, że on właśnie jest tematem rozmowy, i zaczął nadsłuchiwać.