Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Bonacieux wypowiedziała te słowa ze łzami w oczach. D’Artagnan dostrzegł łzy i, pomieszany, wzruszony, padł przed nią na kolana.
— Będziesz u mnie tak bezpieczna — rzekł, — jak w świątyni; daję na to szlacheckie słowo honoru.
— Chodźmy — powiedziała pani Bonacieux; — ufam ci, mój przyjacielu.
D’Artagnan odsunął ostrożnie rygiel, i oboje, cicho jak cienie, wymknęli się przez wewnętrzne drzwi na korytarz, bez hałasu weszli po schodach i znaleźli się w pokoju d’Artagnana.
Wszedłszy do mieszkania, młody człowiek zabarykadował drzwi dla większej pewności, poczem oboje zbliżyli się ku oknu i ujrzeli przez szparę okiennicy pana Bonacieux, rozmawiającego z jakimś człowiekiem w płaszczu.
Spostrzegłszy tego człowieka, d’Artagnan porwał się i, dobywając szpadę, poskoczył ku drzwiom.
Był to nieznajomy z Meung.
— Co chcesz uczynić? — zawołała pani Boniecieu. — Zgubisz nas oboje!
— Poprzysiągłem, że zabiję tego człowieka! — odpowiedział d’Artagnan.
— Zycie twoje nie należy w tej chwili do ciebie. W imię królowej zabraniam ci narażać się na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, nie pozostające w związku z zamierzoną podróżą.
— Lecz w swem własnem imieniu niemi nie rozkazujesz?
— A sama — dodała pani Bonacieux wzruszonym głosem, — sama proszę cię o to bardzo. Ale słuchajmy; zdaje mi się, że mówią o mnie.
D’Artagnan zbliżył się ku oknu i wytężył słuch.
Pan Bonacieux otworzył bramę i, przekonawszy się, że w mieszkaniu niema nikogo, wrócił do człowieka w płaszczu, którego na chwilę pozostawił był samego.
— Już poszła — rzekł. — Musiała wrócić do Luwru.
— Czy jesteś pan pewny — pytał nieznajomy, — że nie domyśla się, w jakich zamiarach wyszedłeś z domu?
— Nie — odparł Bonacieux zarozumiale; — jestto kobieta nazbyt powierzchowna.
— Czy ten kadet z gwardyi jest w domu?