Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Koń Gregoriski jakby w równym stopniu odczul ostrogę, popędził równo z wierzchowcem Kostakiego, głowa w głowę, szyja w szyję.
Piękny był widok tych dwu jeźdźców, pędzących obok siebie w ponurem milczeniu, obaj oddali się na wolę swych rumaków, które w szalonym biegu sadziły przez skały i przepaście, rozpadliny i potoki. Leżąc z głową w dół przechyloną, widziałam piękne oczy Gregoriski, utkwione we mnie. Gdy to zauważył Kostaki, podniósł mi głowę do góry i widziałem odtąd tylko jego ponury, pożerający mnie wzrok. Zamknęłam oczy, lecz napróżno, gdyż ciągle czułam to przenikające spojrzenie, które wdzierało się w mą pierś i przeszywało serce. Wówczas uległam osobliwemu złudzeniu: zdawało mi się, iż jestem ową Lenorą z Ballady Bürgera, którą unosi upiorny rycerz na widmomym koniu. Gdyśmy się zatrzymali, — ogarnęło mię takie przerażenie, iż otwarłam oczy, spodziewając się ujrzeć dokoła tylko potrzaskane krzyże i otwarte groby. Widok, który mi się przedstawił, nie był zbyt pocieszający: był to podwórzec zamku mołdawskiego z XIV stulecia.

XIII.
Zamek Brankowan.

Kostaki postawił mię na ziemi i szybko zesiadł z konia; Gregoriska jednak już go uprzedził.
Gregoriska, jak sam zaznaczył, był rzeczywiście panem w zamku.
Służący, ujrzawszy nadjeżdżających panów i obcych ludzi, podbiegł szybko; jakkolwiek jednak usługiwali obu panom, to dało się zauważyć, że Gregoriska cieszył się wśród nich większą czcią.
Podeszły dwie kobiety; Gregoriska wydał im