Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bracia moi — znowu odezwał się mnich, oto mój osioł, którego kocham jak owcę, on wam powie, że z Villeneuve-le-Roi powróciliśmy we trzy dni, aby być obecnymi na wielkiej uroczystości. Wieleśmy ja i Panurgus wycierpieli.
— Kogo on nazywa Panurgiem? — zapytał król zajęty dziwnem nazwiskiem.
— Przybyliśmy — prawił mnich dalej — aby widzieć co się tu dzieje: przybyliśmy, ale nic nie rozumimy. Czy dzisiaj mamy zrzucić z tronu Heroda i czy dzisiaj brata Henryka mamy zamknąć w klasztorze!
— Wielką mam ochotę zrzucić tego hultaja z osła — odezwał się Quelus.
— O cóż się gniewasz? — odrzekł Chicot — alboż król codzień nie bywa w klasztorze?... Wierzajcie mi, że król by się o to nie gniewał, nieprawdaż, Panurgus?
Osioł wzniósł uszy i zaczął ryczeć okropnie.
— Panurgus — rzekł mnich — jakże jesteś uparty. Panowie, z Paryża wyjechałem z dwoma towarzyszami: z Panurgiem i Chicotem, który jest trefnisiem króla. Panurgus powrócił ze mną, ale co się stało z Chicotem?
Chicot się skrzywił.
— Aha! to twój przyjaciel — rzekł król.
Quelus i Maugiron śmiać się zaczęli.
— Jak się nazywa twój przyjaciel? — zapytał Henryk.
— Gorenflot, ten sam, o którym wspomniał pan de Morvilliers.
— Bracia moi — znowu odezwał się Gorenflot — prawdziwego we mnie widzicie męczennika. Bracia moi, w obecnej chwili, mojej sprawy bronić będziecie, albo raczej sprawy wszystkich wiernych.