Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo mało znasz oblicze swojej praczki?
— Przysięgam ci.
— No, to warto też posiadać takie oblicze, kiedy trzyletni klijent, młodzieniec dwudziestopięcioletni, nawet nie uważa na nie! Bo ja pytałem się jej jak dawno pierze dla ciebie, odpowiedziała mi: trzy lata.
— Być może, odrzekł Kolomban, nie mam żadnego powodu zmieniać praczki, kiedy ta pierze mi dobrze.
— I kiedy jest piękna!
— Przyznam się, Kamilu, rzekł Kolomban, że są kobiety, których czy to pięknością, czy brzydotą nie zajmuję się wcale.
— Patrzcie, co to za arystokrata, ten pan wicehrabia de Penhoel. Więc to pan de Béranger ze swoją Lizetką, jest to sobie hołysz, nakształt Kamila Rozana? A cóż to była Lizetka, jeśli nie praczka pana de Béranger? Ale prawda pan de Béranger ułożył piosnkę, w której powiada, że nie jest szlachcicem... Ale pan Kolomban de Penhoel, to co innego!
— Darmo mój Kamilu, taka już moja natura. Ale powiedz mi, zkąd znasz moją praczkę? gdzie ją widziałeś?
— Aha! chciałem cię sprowadzić na ten grunt! Węże zazdrości szarpią ci pierś, nieprawdaż?
— Szalejesz! rzekł Kolomban wzruszając ramionami.
— Czy dajesz mi słowo, że piękna księżniczka Vanvres nie obchodzi cię szczególnie?
— O, zapewniam cię słowem szlachcica.
— Więc zalecanie się tej Nimfie wodnej, tej Najadzie Sekwany, nie byłoby polowaniem na twoich gruntach?
— Ależ nie, sto razy nie!
— A zatem słuchaj uważnie, zaczynam:
„Dzieje pierwszego spotkania się Wilhelma-Feliksa-Kamila Rozana, kreola z Luizjany, z jej wysokością panią Chante-Lilas, księżniczką Vanvres, praczką w rzeczonem księstwie.
„Było to wczoraj...
„Romansopisarz powiedziałby, że było to rozkosznego południa miesiąca maja; ale ten romansopisarz okradłby cię, mój drogi, bo deszcz padał gęsty, jak wiesz, gdyż wziąłeś z sobą parasol — powód, który ze względu na odległość dorożek, wehikułów znajdujących się tylko w kra-