piec zna sprawę z końmi pocztowemi. I możnaby go się obawiać, jeśli ma żal do ciebie.
— To też dałem sobie słowo, idąc tu na górę, że pójdę stąd prosto do pana de Sartines i poproszę, aby kazał odszukać tego młodzieńca. Pan de Sartines zapewne będzie zdania, że młody chłopiec spotkany przy studni w takim negliżu, niezawodnie musi mieszkać w tej dzielnicy i odnajdzie go z łatwością.
— Co on tu może robić bez pieniędzy?
— Może jest posłańcem.
— On!... takich surowych zasad filozof.... posłańcem.... śni ci się?...
— Może tu znalazł jaką starą ciocię dewotkę, co oddaje mu skórki chleba, za twarde dla jej pieska faworyta.
— Dosyć już tego gadania. Sylwjo! ułóż bieliznę do tej starej szafy, a ty, Janie, siądź przy mnie i będziemy się przypatrywali tej pięknej pannie.
Ostrożnie zbliżyli się oboje do okna.
Andrea porzuciła haft, ułożyła się wygodnie w fotelu, wzięła książkę, leżącą obok niej na stoliku, otworzyła i zatopiła się cała w czytaniu.
— Co za pracowita osoba! Ciekawa jestem co też to ona czyta?
— Oto pierwszy, niezbędny sprzęt w tem mieszkaniu — rzekł Jan, wyjmując z kieszeni lunetę, a oparłszy ją mocno o ramę okna, przyłożył do niej oko.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/903
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/6e/PL_Dumas_-_J%C3%B3zef_Balsamo.djvu/page903-1024px-PL_Dumas_-_J%C3%B3zef_Balsamo.djvu.jpg)