tak nagle. Widocznie nie mieli szczęścia zjednać cię sobie, nieprawdaż?
Gilbert się zarumienił.
— Dlaczego mi nie odpowiadasz?
— Tyle tylko odpowiedzieć na to mogę, że przyjaźń i zaufanie zdobywa się zasługą jedynie...
— O! więc w takim razie, mieszkańcy Taverney nie zasługiwali na nie?
— Nie wszyscy, pani.
— A ci, czemże zawinili, którzy zasłużyli na twoje niezadowolenie?
— Nie przychodzę się skarżyć z dumą odpowiedział Gilbert.
— No, no, widzę, że i ja pozbawioną jestem zaufania pana Gilberta. Nie brak mi jednak chęci do pozyskania go, tylko nie wiem, jakich użyć sposobów.
Gilbert zacisnął wargi.
— Jednem słowem, ci Taverney‘owie nie umieli cię zadowolnić — mówiła Chon z ciekawością, którą Gilbert zrozumiał. Opowiedz że mi coś u nich porabiał?
To go zmieszało, nie wiedział bowiem sam, co tam robił.
— Pani — rzekł — byłem... byłem powiernikiem.
Na te słowa wypowiedziane z filozoficzną flegmą, charakteryzującą Gilberta, Chon parsknęła śmiechem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/613
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/6e/PL_Dumas_-_J%C3%B3zef_Balsamo.djvu/page613-1024px-PL_Dumas_-_J%C3%B3zef_Balsamo.djvu.jpg)