Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak sylwetkę miasto odbijające przy słońcu zachodzące.
Zapytujesz: „Czy to Toledo, Aranjuez, Burgos, Grenada albo Sewilla?“ powiadają ci: „Nie, ale kiedy tam staniemy, będzie już niedaleko“. Ztąd wynika, że wyjechawszy o godzinie piątéj rano jak my, zrobisz to cośmy zrobili; przyjedziesz o godzinie ósméj wieczorem.
Na drogach pięknych i przy wielkiéj exploatacyi, szybkość pociesza cię trochę. Prawda że ta pociecha opłaca się narażeniem na przewrócenie się; ale mniejszać o przewrócenie, byleby tylko przyjechać?
Gdyśmy stanęli, Toledo zachwyciło nas widokiem, może okazalszym jeszcze w nocy niżeli we dnie. Prawda że Bóg nam udzielił, na pocieszenie po trudach dziennych, jednę z ciepłych i przezroczystych nocy, jakie udziela tylko krajom, dla których okazuje swą miłość. Przy tajemniczém świetle i spokojności téj nocy, spostrzegliśmy ogromną bramę, drogę stromą wiodącą na górę; na wierzchołku téj góry, zębate szczyty domów i ostre wieżyczki dzwonnic strzelają w niebo, gdy tymczasem w głębokościach opasujących górę, słyszym łoskot i huk, po kamienném łożysku toczącego się Tagu, który widzieliśmy jak spokojnie płynął na równinie, i jak teraz zmuszony zrobić zakręt, skarży się i szemrze,