Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nieszczęściem przywileje zamieniły się dzisiaj względem nich w stan przysłowia.
Wyjechaliśmy koło siódméj lub ósméj godziny wieczorem, i stanęliśmy w Burgos koło piątéj lub szóstéj rano.
Wjechaliśmy do ojczyzny Cyda tąż samą bramą, którą Cyd wjeżdżał, przed ośmiuset laty, ku pałacowi króla, kiedy spostrzegł go na dziedzińcu, dokąd wszedł, idącego na jego spotkanie. Pozwól mi, pani, zakończyć ten list opisem ich spotkania się. We wszystkich opisach hiszpańskich jest ton dumny, który przypadać musi dumie twojego umysłu.
„Diego Layne, ojciec Cyda, przybywa konno ucałować rękę dobrego króla Don Ferdynanda; przyprowadził z sobą trzechset szlachty. W pośrodku nich, przybył Rodryg, wyniosły Kastylijczyk.
„Wszyscy jadą na mułach, sam Rodryg na koniu; wszyscy ubrani w złoto i jedwab, sam Rodryg okryty żelazem; wszyscy mają szpicruty w ręku, jeden Rodryg ma proporzec; wszyscy mają pachnące rękawiczki, jeden Rodryg ma rycerskie rękawice; wszyscy mają kapelusze z pilści lub axamitu, jeden Rodryg ma szyszak stalowy, a na tym szyszaku purpurową kitę.
„Idąc swoją drogą, spotkali się z królem. Ci co przychodzili z królem, rozmawiali pomiędzy sobą, i mówili: