Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/637

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednak po kilku chwilach nieco się uspokoił wstrząsnął głową dla odkrycia czoła osłoniętego włosami i wyszedł z Luwru krokiem śmiałym i pewnym. Wszyscy obecni spoglądali na niego z uszanowaniem.
Jeżeli Benvenuto okazał się umiarkowanym, było to skutkiem niezwykłej władzy nad sobą, bo rzeczywiście bardziej był zbłąkany niż jeleń w pogoni. Przez czas jakiś szedł ulicą nie wiedząc dokąd dąży, nic nie widział, w uszach mu szumiała krew wzburzona, badał siebie jak człowiek pijany, czy śpi czy czuwa. W przeciągu godziny po trzykroć został odprawiony. Jemu, Benvento, ulubieńcowi papieży, królów i książąt, zamknięto drzwi przed nosem trzy razy; jemu, Benvenuto, przed którym otwierały się podwoje na szelest kroków jego...
A jednak pomimo potrójnej zniewagi nie wybuchał uburzeniem, zmuszony był tłumić wstyd i hańbę dopóki nie oswobodzi Blanki i Askania. Mniemał, że przechodzący, obojętni, lub zajęci interesami, czytali z jego twarzy tę potrójną zniewagę. Była to może jedyna chwila w życiu, w której zwątpił o sobie.
— Mniejsza o to! zawołał, niech znieważają człowieka, nie pognębią wszakże artysty. Dalej rzeźbiarzu, pożałują postępku swojego, uwielbie-