Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/632

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bezwątpienia prewot patrzył na niego przez jaki nieznaczny otwór, gdyż w tej chwili mistrz posłyszał śmiech głośny.
Benvenuto uszedł z tych miejsc, ażeby nie uledz żądzy roztrzaskania sobie głowy o te drzwi przeklęte.
Podążył prosto do pałacu księżnej d’Etampes.
Uważał bowiem, że jeżeli się tam zobaczy z Blanką, to będzie to samo co widzieć się z Askaniem, albowiem mniemał, że tenże wyznał tajemnicę kochance, jaką przed nim ukrywał. Znalazł bramę pałacu otwartą, przebył dziedziniec i dostał się bez przeszkody do przedsionka, tam zastał ogromnego draba szamerowanego galonami; był to olbrzym sześć stóp wysoki, z plecami dwułokciowej szerokości.
— Co ty za jeden? zapyta! Benvenuta, mierząc go wzrokiem od stóp do głowy.
Benvenuto w każdej innej okoliczności odpowiedziałby mu na to grubiańskie wyzwanie właściwym sobie sposobem, lecz szło o widzenie się z Blanką, o ocalenie Askania, powściągnął się przeto.
— Jestem Benvenuto Cellini złotnik florencki, odpowiedział.
— Czego żądasz?
— Widzieć się z panną Blanką.