Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Do mnie, do mnie! na pomoc! dobijcie rozbójnika!” A to tak dalece skutkowało, że wszyscy rzucili się na leżącego bez przytomności pana swojego i zamordowali go, gdy ja tymczasem zaczołgałem się w krzaki. — Szlachetny baron miał tę pociechę przynajmniej, że zginął z rąk przyjaciół.
— W istocie to był śmiały postępek — mówił Ferrant — lecz jeżeli zwrócę uwagę na upłynioną młodość, mógłbym przytoczyć czyn daleko zuchwalszy. Miałem do czynienia podobnie jak ty Fracasso z pewnym panem, który miał zawsze liczną straż przy sobie. Było to w lesie Abruzyi; oczekując jego nadejścia, wlazłem na dąb odwieczny i drapiąc się po ogromnej gałęzi rozciągającej się w szerz drogi, ległem na brzuchu i w tej postawie zacząłem marzyć. Słońce wschodziło, pierwsze jego promienie padały w długich i bladych smugach na gałęzie mchem obrosłe; świeże ranne powietrze przejmowało wonią, ptaszki świergotały, gdy w tem...
— Milczenie! — przerywa Prokop, słyszę kroki — baczność! to nasz człowiek.
— Wybornie! — pomruknął Maledent spoglądając w około siebie przelotnie, wszystko pogrążone w milczeniu, nic nie widać do koła; możemy być pewni wygranej.