Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T1.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to rujnuje, drugich hartuje. W moim wypadku nie było żadnych obaw, gdyż żyłem razem z rodziną.
Między uczniami i profesorami w Edynburgu nie było żadnej zażyłości, żadnych znajomości prywatnych. Cały stosunek polegał na tem, że uczeń płacił oznaczone czesne i w zamian za nie wysłuchiwał kursu danego przedmiotu, nie troszcząc się poza tem o profesora. A jednak, niektórzy z nich byli ludźmi niezwykłymi i interesującymi, tak, że o wielu z nich dowiedzieliśmy się sporo, mimo braku znajomości osobistej. Tak np. przychodzi mi na pamięć uprzejmy Crum Brown, profesor chemji, który chował się zawsze przed wybuchem jakiejś mięszaniny chemicznej; zwyczajnie do wybuchu nie dochodziło, tak, że głośne „Bum!“ wydane przez słuchaczy było jedyną explozją, po której profesor wychylał się ze swej kryjówki ze stereotypowem „Panom tylko żarty w głowie“, lecz bez jakiejkolwiek dalszej wzmianki o nieudałym eksperymencie. Zoologję wykładał Wyville Thomson, który świeżo wrócił z wyprawy na statku „Challender“, zaś anatomję niejaki Turner, samouk, który okazał się najbardziej ludzkim podczas pewnego dnia zimowego; słysząc, że na dziedzińcu kollegjum wre zacięta walka na kule śnieżne, tudzież dostrzegłszy niecierpliwość, z jaką oczekiwaliśmy końca wykładu, zakończył go szybko ze słowami: „obecność panów na dziedzińcu jest bardziej pożądana niż tu“. Lecz najżywiej tkwi w mej pamięci krótka figura profesora Rutherforda z jego assyryjską brodą, ogromnym głosem, olbrzymią piersią i jego szczególną manierą. Był on dla nas źró-