Strona:PL Doyle - Szerlok Holmes - 04 - Ukryty klejnot.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeciwnie, panie, wiem wszystko. Chce pan wiedzieć, co się stało z kilkoma gęśmi, które pani Oakshott sprzedała kupcowi nazwiskiem Breckinridge, ten sprzedał je z kolei p. Windigate, ten zaś stałym swym gościom, jednym z których jest p. Henryk Baker.
— O, panie! pan właśnie jest tym człowiekiem, którego mi trzeba — zawołał nizki jegomość, gorączkowo potrząsając rękoma. Nie uwierzy pan nawet, jak ta sprawa gorąco mnie obchodzi.
Holmes skinął na dorożkę.
— W takim razie — rzekł — będzie o wiele lepiej pomówić o tem w zacisznym pokoju, niż tu na rynku przy tym mroźnym wietrze. Ale niech mi pan powie, z kim mam przyjemność rozmawiać?
Nieznajomy zawahał się przez chwilę.
— Nazywam się — rzekł, patrząc w stronę — John Robertson.
— Nie, nie, niech pan powie swe właściwe nazwisko. Przystępować do rzeczy pod nazwiskiem fałszywem — to nie przynosi szczęścia.
Twarz młodego człowieka oblała się purpurą.
— A więc dobrze — rzekł — właściwe moje nazwisko jest James Ryder.
Wybornie. Jesteś pan szwajcarem hotelu Kosmopolitańskiego. Niech pan zajmie miejsce w dorożce. Wkrótce powiem panu wszystko, o co panu chodzić może.
Mały jegomość stał i spoglądał to na jednego, to na drugiego z nas spojrzeniem na pół trwożnem, na pół oczekującem, jak gdyby nie wiedział, czy czeka go niespodziewane szczęście czy katastrofa. Wreszcie wszedł do dorożki i w pół godziny potem znaleźliśmy się w mieszkaniu mego przyjaciela. Podczas drogi nie zamieniliśmy ani słowa. Tylko krótki, gorączkowy oddech naszego towarzysza i nerwowe zaciskanie i rozkładanie dłoni świadczyły, jak jest wstrząśnięty.
— Otóż — jesteśmy u siebie — rzekł Holmes wesoło, gdyśmy wchodzili do pokoju. Jak to dobrze, że pali się na kominku. Zdaje mi się, że zmarzłeś, panie Ryder. Proszę pana, niech pan zajmie ten fotel z porę-