Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cieszyłem się pewną sławą w gronie znajomych.
— Dobrze, przekonamy się o tem wcześniej, niż przypuszczasz. Czy słyszałeś coś o Loży w tych stronach?
— Słyszałem, że bratem może być tylko prawdziwy mężczyzna.
— To prawda, Mr. Mc. Murdo. Dlaczego opuściłeś Chicago?
— Niech mnie powieszą, jeśli powiem.
Mc. Ginty otworzył oczy. Nie był przyzwyczajony, aby odpowiadano mu w podobny sposób i to go bawiło.
— Dlaczego mi nie chcesz powiedzieć?
— Ponieważ nie życzę sobie kłamać wobec brata.
— A zatem prawda jest tak zła?
— Może pan myśleć, co się panu podoba.
— Chyba nie wyobrażacie sobie, mister, że przyjmę do Loży, której mistrzem jestem, człowieka, którego przeszłości nie znam?
Mc. Murdo zmieszał się. Potem wydobył pomięty wycinek gazety z kieszeni spodniej.
— Nie wyda pan towarzysza? — zapytał.
— Dostaniesz w gębę, jeśli odezwiesz się do mnie jeszcze raz w podobny sposób, — zawołał Mc. Ginty z gniewem.
— Ma pan słuszność, panie radco, — rzekł Mc. Murdo tonem łagodnym. — Proszę o przebaczenie. Nie zastanowiłem się nad mojemi słowami. Wiem, że mogę panu zaufać. Spojrzyj pan na ten wycinek.
Mc. Ginty przebiegł wzrokiem wzmiankę w New York Week z 1874 r. o zastrzeleniu niejakiego