Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przechadzałem się za kazarmami jak najdalej od oczu ludzkich. Z początku sprawiało mi to przykrość. Ale on umiał jakoś tak zrobić, że jego odwiedziny zaczęły mię nawet rozrywać, pomimo, iż nie był wcale towarzyskim i rozmownym. Co się tyczy powierzchowności, był niewysokiego wzrostu, silnie zbudowany, zgrabny, ruchliwy, o bladej, dość przyjemnej twarzy z wystającemi kośćmi policzkowemi, o śmiałem spojrzeniu i białych, gęstych, drobnych zębach i wiecznie ze szczyptą tabaki za dolną wargą. Brać w usta tytoń tarty było zwyczajem wielu katorżnych. Wydawał się młodszym, niż był w istocie; miał lat czterdzieści, a wyglądał na trzydzieści. Rozmawiał ze mną zawsze bez wszelkiego przymusu, zachowywał się w stosunku do mnie bardzo przyzwoicie i delikatnie. Jeśli zauważył naprzykład, że szukam samotności, to pomówiwszy ze mną z parę minut, natychmiast opuszczał mię i każdym razem dziękował za uwagę z mojej strony, czego rozumie się nie czynił nigdy z nikim w całej katordze. Rzecz godna uwagi, że taki stosunek był między nami nie tylko w początkach, ale i w przeciągu kilku lat z rzędu i nigdy nie stawał się bliższym, chociaż Pietrow rzeczywiście był mi oddany. Nawet i teraz nie wiem dobrze: czego on chciał odemnie i poco każdego dnia łaził do mnie? Zdarzało się wprawdzie później, że ukradł coś u mnie, ale kradł on jakoś nie-