Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysoka ale prostopadła nad potokiem, i co prawda, nie wiem na pewno, czy ją tak kto nazywa, ale zdaje się, że tak się zwać powinna prędzej, niż wioska tuż przy niej leżąca. Sichłe bowiem jest znów inna wioska wyżej ku reglom.
Że tędy od stworzenia Tatr żaden turysta nie chodził; to pewna, bo cóżby tu robił. A jednak ciekawą jest formacja błotnistej i kamienistej doliny, która od „Suchej Wody“ tu właśnie wybiega. Mieszkańcy Sichłego pilnie dziś pracują w polu; zbierają owies. Ale zdziwieni muzykalnym i widocznie próżniaczym naszym orszakiem, przystają i przypatrują się nie bez pewnego zgorszenia. Zdawało mi się, że jakaś matrona z wyraźną ironią mruknęła;
— Ot, Zakopianie świata dokończają.
Ale to podobno co innego było powiedziane i nie wiem czyby to i miało sens. — Lasem i mnóstwem dróg leśnych dochodzimy wreszcie do głównego Toporowego Stawu. No, możeby jaki mało wymagający pejzażysta i upatrzył nad nim jaki punkt do zrobienia szkicu. Ale dla nas piękny staw to nie nowina. A cóż tu pięknego. W koło gęste smereki, brzegi mało wzniesione, długa, mętna, czerwona woda, której nawet do zrobieia „herby“ użyć nie można, bo już naciągnęła do syta smerekowych igieł. W górze za tem obszerne zarośla, torfowiska i mniejsze zbiorniki wody lub błota; ot i wszystko. Wynosimy się co prędzej zgodziwszy się jednomyślnie na to, że — mają rozum ludzie, którzy do Toporowych Stawów nie chodzą. Lepiej na nie patrzeć z góry, kiedy zwolna idziesz przez Waksmundzką na wycieczkę, lub kiedy szybko tamtędy wracasz przed nocą do domu.