Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choćby i chciała iść wyżej, to ci się jeszcze gdzie przekopyrtnie, jeszczebyś to musiał na plecach dźwigać. Zresztą to się i na górach nie rozumie! Czy ta, czy druga woda między skałami, to mu tam wszystko jedno“.
Zwykle ma słuszność.
Wprawdzie gdy się wyspisz choć na twardym tapczanie, gdy cię góral gorącą „herbą“ otrzeźwi, nakarmi, chętnie się z ganku rozpatrujesz w tej dziwnej ustroni. Jeśli nie masz wodowstrętu (sit venia verbo), to i na tratwie chętnie usiądziesz i każesz się przewieść na drugą stronę. — Tam, trzeba być sprawiedliwym, twój przewodnik nigdy nie zaniedba się zapytać, „a możeby chcieli zobaczyć Czarny Staw co tam jest wysoko?“
Tej drugiej nazwy tyle razy powtarzającej się w Tatrach, używają przewodnicy jako niby petit nom de guerre dla właściwego Morskiego Oka. — „A niech sobie tam będzie“ — odpowiesz spojrzawszy na stromą pięćset stóp pnącą się perć, „nie ma czasu, musimy się spieszyć“ — niewiadomo po co — „do domu“.
Góral jest w porządku, a i tobie się zdaje, że jesteś także, już masz dosyć „Morskiego Oka“.
Jeśli jednakże znajdujesz się w czwartym możliwym wypadku, tj. jeśli naprawdę masz kwalifikację na taternika, jeśliś się tak urządził, że możesz choćby nie cały dzień ale przynajmniej większą część dnia pozostać na miejscu, to każdy góral najchętniej Cię doprowadzi do rzeczywistego „Morskiego Oka“, bo oni wszyscy dumni są z niezwykłych piękności swoich gór. Gdybyś mnie zechciał kiedy posłuchać szanowny Czytelniku i nie kwapił się do powrotu, to radziłbym