Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzinach całkowitego i niezbyt pośpiesznego pochodu, gdyż po drodze i zbieramy rośliny i rozglądamy się po turniach — stajemy nareszcie w dolinie tuż pod najwyższym jej progiem. Stąd już nie widzi się wcale najwyższego piętra, a że jak wspomniałem pod samym progiem stoi wielka zaokrąglonych konturów turnia (właściwy Szczyt Batyżowiecki), przeto przechodzący z dołu mogą mieć złudzenie, że owa turnia kończy dolinę i należy już do Żelaznych Wrót. Tymczasem za nią jest jeszcze obszerna przestrzeń zapełniona głazami, a za nią dopiero wschodnia część łańcucha Żelaznych Wrót. Dolina Batyżowiecka w górnej swej części przewyższa dzikością, ale zarazem majestatycznością swoją inne tatrzańskie doliny. Od zachodu zamknięta jest Kończystą, która od tej strony wygląda jak kolosalny portyk gotyckiej świątyni. Niezliczone ostre turnie wybiegają prostopadle ku niebu, a całość ich stanowi piramidę o bardzo szerokiej podstawie. Barwa całej góry jest perłowo szara z licznemi pod same szczyty sięgającemi blado zielonemi smugami. Na prawo od Kończystej z po za Żelaznych Wrót wznosi się ciemny, niebotyczny szczyt Wysokiej w postaci także piramidy, ale o bardzo wązkiej podstawie. To przeciwieństwo barw i konturów nadaje dolinie szczególny wygląd i urok. Urok ten podnosi się do niesłychanego efektu, jeśli w dolinę spoglądamy, pomiędzy godziną 2 a 4 popołudniu, z Gerlachu przez wąskie okno przypadkiem z czworogrannych słupów utworzone. Znajduje się ono w zachodnim ramieniu podkowy, ale już w bliskości środkowej masy szczytów (patrz opis ks. Stolarczyka). Godzina popołudniowa dlatego jest najpożądańszą,