Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bi, ku głównej masie góry, wznosi się wyniosły próg z jednolitej skały, jak we wszystkich prawie tatrzańskich dolinach. Po tej skale spływa nie zbyt obfita woda, która jednak zaraz niknie pod głazami i tylko gdzieniegdzie wzdłuż kotliny usłyszysz szmer strumienia w wielkiej głębi przedzierającego się wśród kamiemi.
Powyżej progu obszerny z samych już prawie nagich, litych skał utworzony amfiteatr; na lewo śnieg wieczysty, przy którym bardzo często dojrzysz kozice. Jeszcze głębiej skała nagle wznosi się pionowo, i jak wspomnieliśmy w coraz wyższe, liczne, rozszczepia się turnie. Pomiędzy temi mnogie galerje i zachody, istny labirynt. Z opisu p. Dezso widno, że przewodnicy spizcy prowadzą turystów od Wielkiej Doliny po nad „kotliną“, zachodnim grzbietem. Według mnie najmniej utrudniającem jest przejść samą kotlinę po prawej stronie; doszedłszy zaś pod ów próg skalisty, po którym ścieka woda, wziąść się zupełnie w górę na lewo, aż do wysokości owych zachodów pomiędzy najniższemi turniami środka góry. Tu już Zakopianie znają dobrze jak wybrać lepszą drogę. Pierwszy raz przechodziliśmy równie jak i X. Stolarczyk po owych „garbach“ charakterystycznie opisanych i odszkicowanych przez p. W. Eljasza, Dziś omijamy to twarde i rzeczywiście niebezpieczne miejsce, kierując się dość długo na północo-wschód, dopóki znów skręcając więcej ku zachodowi, nie zaczniemy się piąć na ramię jednego z najwyższych szczytów. Stąd spuszczamy się ku zlebowi biegnącemu z pod głównego szczytu w dolinę Batyżowiecką i utrudzającą, ale wcale już nie „karkołomną“ drogą, wychodzimy na główny szczyt.