Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za buczki wyskoczyli“[1]. Możebyśmy co prawda i razem kiedy zawiśli za żebro na haku, jak Janosik, ale zawsze szkoda.
— O hej! (zn. a tak) — rzecze śmiejąc się Jan, któremu aż się oczy zaiskrzyły i potarł nos rękawem, bez żadnych naglących powodów, ale tak sobie z przyzwyczajenia.
Sabała jest nieodzownym członkiem każdej wycieczki, bo rad z nami chodzi. A nie sądź, aby to znów było tak bardzo łatwą lub zwyczajną rzeczą; choć grzeczny i uprzejmy, nie rad idzie między ludzi, a przez wieś nawet kroczy jakby przez las nie patrząc po stronach i grając na piszczałce lub na gęślach.
Przy plebanji tylko przystanie na chwilę, zwłaszcza jeśli to jest wieczorem, a nawet w nocy i zagra jedną albo drugą „staroświecką“, bo wie, że „Jegomość“ to rad słyszą. Wiadomo, że zacny i pełen zasługi pleban zakopiański, nie znosi śpiewu i muzyki po drogach, po ulicach we wsi, ale Sabała stanowi wyjątek i słusznie. Przecież i policja paryzka tak czujnie powściągająca zbyt jaskrawe ruchy tancerzy w Mabille, codziennie z pobłażaniem patrzyła przez długie lata na wcale niedwuznaczny sposób tańczenia kontredansa przez pana Chicard, wynalazcy, jak mówią kankana; à tout Seigneur tout honneur.

Po ogłoszeniu nowego prawa o pijaństwie, Sabała bojąc się, aby go śpiewającego i grającego po drodze nie wzięto za pijaka, mówił, że sobie musi

  1. „Wyskoczyć po za buczki“, znaczy do dziś dnia iść na zbój, zostać zbójnikiem.