Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziękuję pani bardzo, panno Potterson — odpowiedziała dziewczyna — ale im bardziej wszyscy są przeciw memu ojcu, tem potrzebniejsza mu jestem, nie porzucę go też za nic w świecie.
Miss Abbej, jak wszystkie osoby skryte i zimnego charkteru, przekonana była, że robi wielkie ustępstwo, okazując Lizie czułość i czuła się w prawie do wymagania wzamian uczuciowego zadośćuczynienia. Odpowiedź Lizy uraziła ją, wyprostowała się więc i rzekła lodowatym tonem:
— Zrobiłam, co było w mojej mocy, a teraz rób z sobą, co ci się podoba, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Już ja cię nie będę miała na sumieniu, a tylko powiedz twemu ojcu, żeby noga jego nie postała w gospodzie pod „Sześciu tragarzami“.
— Och! panno Potterson — zawołała Liza, przerażona tym wyrokiem.
— Gospoda pod „Trzema tragarzami“ musi pamiętać o sobie, jak każdy. Czy myślisz, że mało mnie to kosztowało, zanim zrobiłam z niej to, czem jest dzisiaj. Dzień i noc czuwać muszę, aby to się nie zmieniło. Zakazałam Riderhoodowi tu przychodzić, tak same i Gaffer nie może u mnie bywać. Unurzali się obaj w jednem błocie, nie chcę, aby obryzgali niem mój dom. Nie moja rzecz sądzić, który z nich jest winien, a który nie winien, nie przyjmuję żadnego z nich i koniec.
— Dobranoc pani — rzekła smutno Liza.
— Dobranoc ci, moje dziecko.
— O, niech mi pan wierzy, że mimo wszystko, będę pani zawsze wdzięczna.