Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/815

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No z pewnością, że nie chciałem ci szkodzić.
— Jedno mnie tylko zastanawia — rzekła po namyśle Bella, osuwając się na dywan — jakim sposobem John mógł mnie pokochać taką, jaką byłam, jak mógł pragnąć wziąć za żonę kobietę tak niegodną, ale i tak jestem mu za to wdzięczna.
Tu przyszła kolej na Johna obsypać ją pieszczotami i zapewnić wielokrotnie, że jeśli utrzymał ją tak długo w niewiadomości i nie dał jej dotąd używać swych bogactw, to jedynie przez egoizm, z powodu, iż dała mu tyle szczęścia swoim wdziękiem i pogodą, z jaką przystosować się umiała do ich skromnego bytu. — Potem nastąpiła wymiana czułości, wobec czego drogi John złożyć musiał bajeczne dzidzi na kolanach pani Boffen. Wszyscy zresztą zgodzili się, że mała jest niesłychanie inteligentna i rozumie wybornie sytuacyę.
Wreszcie John zaproponował żonie zwiedzenie mieszkania, w którem zaszły pewne zmiany, od czasu, gdy je opuściła. Poszli więc, trzymając się pod ręce, a za nimi pan i pani Boffen, ta ostatnia trzymając na ręku małą. Bella, prócz kwiatów i ptaków, znalazła na swej gotowalni skrzyneczkę, wyrzeźbioną z kości słoniowej, pełną ślicznych klejnotów, o jakich nie marzyła. Dalej zaprowadzono ją do dziecinnego pokoju, wytapetowanego bardzo kolorowo, wszystkiemi barwami tęczy. Bobo, złożone w kołysce, wypełniło wkrótce tęczowy pokój echem rozgłośnych krzyków, zupełnie usprawiedliwionych, ponieważ Bobo było głodne. Młoda matka usiadła na niskim fotelu przed kominkiem i wzię-