Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/780

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wi Milwey. Stawała też w kościele naprzeciw ambony i ilekroć pastor Milwey kazał, szlochała ostentacyjnie, chociażby temat poruszony w kazaniu miał charakter pogodny i raczej pocieszający. Stosowała do siebie najtragiczniejsze ustępy z psalmów Dawida, opowiadając o wrogu, który oplątał ją w sidła, aby ją następnie obalić i smagać żelaznemi rózgami. Recytowała na głos modlitwy tonem, jakimby składała skargę przed sądem, a co było najbardziej uciążliwe dla wielebnego pastora, to rodzaj manii, jaka ogarniała ją dość często, zwykle o bardzo rannej godzinie. Oto nieraz zdarzało się pastorowi, wstawszy o świcie, zastać w sieni posła od wdowy Sprodkin, wzywającej go nagląco do siebie. Pastor wiedział z góry, że będzie to jakieś urojenie, podobne do wielu innych, które już słyszał z jej ust; najczęściej jednak poddawał się bez szemrania żądaniom wymagającej owieczki, która zresztą inaczej ukazałaby się natychmiast w jego mieszkaniu i nie dałaby się tak łatwo wyprawić. Tak się też stało i dziś, bo wdowa Sprodkin posiadała najwidoczniej szósty zmysł, który sprowadzał ją zawsze wtedy, gdy pastor miał do załatwienia jakąś naprawdę pilną sprawę.
Pani pastorowa, chcąc ją przejednać, posłała jej przez służącą paczkę herbaty, cukru i bułek. Wdowa przyjęła te dary, ale postanowiła czekać w bramie na pastora, by mu podziękować osobiście. Skoro zaś ten zapytał jej nierozważnie o zdrowie, wywołało to nieskończenie długą oracyę, w której otrzymane dary porównane zostały do mirry, kadzidła, miodu i szarańczy leśnej. Ledwie też uda-