Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/758

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wydźwignąć go na łódź, postanowiła więc przywiązać go do czółna sznurem. Ale wtedy, pochyliwszy się dla zadzierzgnięcia węzła, poznała dopiero kim jest ten człowiek. Okropny krzyk rozległ się na rzece, ale mimo to Liza nie straciła władania nad sobą, owszem czuła się w tej chwili obdarzona nadludzką siłą. Zawiązała w jednej chwili mocny węzeł i wiosłować zaczęła z rozpaczą, ale bez szaleństwa, wiedząc, że jeśli pozwoli sobie na najmniejszą słabość, wszystko przepadnie.
Przybiła naprędce do brzegu i weszła do wody, a rozplątawszy węzeł, wzięła na ręce omdlałego i złożyła go z wysiłkiem na dnie łodzi. Miał okropne rany. Liza obdzierała pasy ze swej odzieży i bandażowała je na prędce, wiedząc, że ranny umrzeć może z samego upływu krwi, od której woda zaczerwieniła się dokoła łodzi. Raz tylko przywarła ustami do biednego poranionego czoła. Modliła się przytem żarliwie: Boże wielki, daj mi go uratować dla innej, którą on kiedyś pokocha, ale która nie zdoła go pokochać mocniej odemnie.
Dokonawszy opatrunku, Liza wiosłowała znów, chcąc dopłynąć do najbliższej oberży, której okna były oświecone i wzięła znów na ręce rannego, niosąc go do izby, gdzie uklękła przy nim, podtrzymując mu głowę, podczas, gdy ktoś pobiegł po lekarza. Czekała przejęta tylko jedną myślą, co zrobi lekarz. Widziała nieraz ludzi utopionych, których doktór brał za rękę i rękę tę opuszczał ciężko, jeżeli w topielcu nie tliło już życie. Jak zachowa się teraz wobec ręki Eugeniusza? We-