Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/749

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A czy pan wie, dlaczego uciekłam z Londynu?
— Uciekłaś odemnie, niezbyt to dla mnie pochlebne, ale prawdziwe. Czy tak?
— Tak, panie!
— Jak mogłaś być tak okrutna!
— Och! panie — odparła, zalewając się łza mi — czy to ja jestem okrutną?
— Lizo! Na pamięć wszystkiego, co jest dobre na ziemi, a czego we mnie niema, Bóg jeden wie, że niema, nie bądź tak strasznie nieszczęśliwa! ja nie chcę...
— Jak może być inaczej, skoro wiem, jak wielki przedział jest między nami, skoro wiem, że pan tu po to jedynie przyjeżdża, aby mnie do hańby doprowadzić.
Zakryła twarz rękoma, a on patrzył na nią z wielką tkliwością, mimo, że nie czuł się na siłach coś dla niej poświęcić.
— Nie myślałem — rzekł po chwili — by istniała na świecie kobieta, której słowa wzruszałyby mnie do tego stopnia. Bądź dla mnie pobłażliwa, Lizo! ty przecież nie wiesz, co ja czuję i ty nie wiesz, że wciąż myślę o tobie, że widok twój doprowadza mnie prawie do obłędu, że ta obojętność na wszystko, która mnie dotąd ratowała w trudniejszych wypadkach życia, znika gdzieś tam, gdzie chodzi o ciebie. Zabiłaś ją we mnie Lizo, żałuję też czasem, że i mnie wraz z nią nie unicestwiłaś.
Usłyszawszy te słowa namiętne, których nie oczekiwała, podniosła głowę z uczuciem mimowol-