Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/664

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lokami — pokłóciłam się o pewną rzecz z panem Boffenem i kłótnia ta skończyła się zerwaniem.
— Muszę dodać — wyrzekł nieśmiało Rumty — że w tym wypadku Bella miała słuszność i postąpiła sobie, jak przystało prawej i szlachetnej dziewczynie.
Po krótkiej ciszy zabrała głos Lawy, tonem, przypominającym żywo uroczyste intonacye matki.
— Jerzy! powiedz sam, co ci mówiłam o tych Boffenach?
Jerzy Simpson, widząc wątłą swą łódkę, rzuconą na rozbujałe fale waśni rodzinnych, postanowił nie zatrzymywać się przy żadnej rafie, lecz odżeglować na pełne morze, ograniczając się do nieokreślonego „tak“, wygłoszonego zaledwo dosłyszalnym tonem.
— Mówiłam Jerzemu, co on sam przed chwilą potwierdził, że ci Boffenowie skorzystają z pierwszego, lepszego pretekstu i pokłócą się z Bellą, skoro tylko straci ona w ich oczach urok nowości. Powiedz sama Bello, czy nie tak z tobą postąpili i co myślisz teraz o twoich Boffenach?
— Nie mówmy o tem. Jestem w tak pysznym humorze, że nie mam ochoty sprzeczać się z nikim. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie z powodu, że tu przyszłam.
Uściskała matkę i siostrę i zabrała się do przyrządzania herbaty.
— Proszę cię Ma, kolacya już gotowa — zapraszała po chwili. Pani Wilfer wstała w milczeniu, a Lawy zawołała:
— Jerzy! krzesło dla Ma.