Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać? — pytał Silas, który przeczuwał w tem swój interes.
— Bo ja, widzi pan, nie umiem czytać.
— Zaniedbane wychowanie, — podsunął Silas, rosnąc we własnem mniemaniu.
— Zaniedbane? Och panie, więcej, niż zaniedbane. — Ale teraz widzi pan już zapóźno dla mnie zaczynać. Wychowałem się z interesu i żyję z dochodów, które mam ze spadku po moim dawnym majstrze. Duży spadek, dodać mogę, ładny spadek. — Odpoczywamy sobie teraz, ja i moja żona Henryka, z ojca Henery, — Ale nie umiemy oboje czytać, a tak by się nam chciało dowiedzieć się coś z ładnych książek ze złoconymi brzegami, jaką ciekawą historyę. Otóż, jak pan myślisz, jakim sposobem dostanę sobie takie czytanie? Co?
Mówiąc to, dotykał swą laską piersi straganiarza.
— Nie mam pojęcia — odparł Silas.
— Zapłacę sobie literata, który umie czytać z każdej książki; zapłacę mu, przypuśćmy, dwa pensy na godzinę. A literatem tym będziesz pan.
— Bardzo mi to pochlebia, — odparł Silas, — ale muszę się namyślić.
Zaczynał rozumieć swego gościa, była to prostoduszna natura, z której dałoby się wiele wyciągnąć.
— Myślisz pan, że to za tanio. No! nie będę się targował z literatem, który ma nogę drewnianą. — Pół korony na tydzień, co pan o tem myśli?