Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/590

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Szczególna historya — zauważył Mortimer — i powiem ci szczerze, że to wszystko wcale mi się nie podoba.
— Stajesz się hipohondrykiem i widzisz wszystko w czarnych kolorach. Za mało używasz ruchu, gdybyś tak chciał przejść się ze mną w tej chwili.
— Po co? czy myślisz, że on znów na ciebie czatuje?
— Jestem tego pewny.
— Czy widziałeś go już dzisiaj?
— Nie zwróciłem uwagi, ale teraz spotkamy go napewno. Przygotuj się tylko, że będziesz musiał zrobić ze mną długi kurs.
Lightwood wahał się, ale ostatecznie ciekawość przemogła, zabrał się więc do wyjścia, czem Eugeniusz był zachwycony. Skoro wyszli, Eugeniusz zapytał przyjaciela z całą powagą, w którym kierunku życzy sobie polować.
— Co do mnie — rzekł — głosowałbym za dzielnicą Bethnal-green, jako pagórkowatą; zanim dojdziemy do cmentarza św. Pawła, spotkamy go.
Stało się to jednak znacznie wcześniej, bo zaraz prawie dojrzeli na drugiej stronie ulicy cień Bradleya Headstone, przemykającego się pod ścianami domów.
— No! teraz zbieraj siły, Mortimerze, bo będziemy maszerowali przyśpieszonym krokiem. Mówiąc nawiasem, jeśli to dłużej potrwa, dzieci wesołej Anglii zaczną podupadać pod względem umysłowym, bo niemożliwe jest, aby ten nauczyciel pilnował z równą gorliwością uczniów swych i mnie.