Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/588

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem seryo, daję ci słowo honoru. Jestem w komicznej sytuacyi człowieka, którego mają na oku.
— Czy jesteś tego pewny?
— Jaknajpewniejszy. Tembardziej, że ludzie, którzy mnie szpiegują, zawsze są ci sami.
— Cóż to znaczy? Nie ścigają cię przecież za długi. Żyd zagroził ci dopiero, ale nie rozpoczął jeszcze kroków sądowych, gdyby cię chciał zresztą aresztować, to wie i tak, gdzie mieszkasz.
— Patrzcie! jak wyłazi z ciebie zaraz fachowiec i prawnik. Otóż dowiedz się, czcigodny mecenasie, że to wcale nie żyd mnie ściga, tylko nauczyciel.
— Jaki nauczyciel?
— Czasem obaj: nauczyciel i uczeń; co? zapomniałeś? jak ty szybko rdzewiejesz bezemnie. Ci dwaj, którzy tu byli w początkach znajomości mej z Lizą. Oni to właśnie wyświadczają mi zaszczyt szpiegowania mnie po nocach,
— Od jak dawna?
— Od czasu, gdy ona zniknęła.
— Wyobrażają sobie może, żeś ty ją porwał.
— Nie zastanawiałem się nad tem.
— Czemuż ich nie zapytasz, czego chcą i nie potraktujesz, jak należy?
— Pocóż mam pytać o to, co mnie wcale nie obchodzi i nie przeszkadza mi w niczem.
— Przecież to jest głupie położenie, które cię ośmiesza.
— Oczarowany jestem twoją przenikliwością. Drogi Mortimerze, jestem istotnie bardzo drażliwy