Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/550

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed sklepem anatoma. Okno wystawowe oświetlone było paru świeczkami, przy których żółtawym blasku przechodnie oglądać mogli dwie wypchane żaby, stojące naprzeciw siebie z pałaszami w łapkach. Wenus otworzył drzwi i powiódł wspólnika swego w głąb sklepu, obróciwszy wprzód dwukrotnie klucz w zamku. Podsycił ogień w piecyku i zapalił świecę, dzięki czemu wynurzyły się z ciemności niepewne zarysy szkieletów, czaszek i preparatów przechowywanych w spirytusie. Znany już Weggowi szkielet szlachcica francuskiego, uzupełniony został prawie całkowicie, od czasu ostatniej wizyty literata. Miał już obie nogi i głowę na karku, brakło mu tylko rąk. Wegg nie troszczył się o to, do kogo należała niegdyś ta głowa wolałby jednak, aby nie szczerzyła do niego tak bezwstydnie wszystkich swych zębów. Opadł w milczeniu na pakę, która służyła mu zwykle za siedzenie w czasie jego wizyt, Wenus zasiadł na swem wysokiem krzesełku i zajął się przyrządzaniem herbaty.
— A teraz pokaż mi, proszę, testament — rzekł anatom. — Silas wydobył drżącą ręką skrzyneczkę z wnętrza pudełka od kapelusza, otworzył ją i wyjął z niej drogocenny papier — skoro jednak Wenus chciał go wziąć do rąk, Silas nie wypuścił dokumentu, tak, że każdy z nich trzymał go za jeden koniec. Anatom przeczytał testament, poczem Wegg rzekł z tryumfem:
— A co! czy nie opowiedziałem ci dokładnie jego treści?
— Owszem, powtórzyłeś mi go wiernie —