Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się oczyma, obaj zakurzeni, rozczochrani, z odzieżą w nieładzie. Stopniowo kańciasta twarz literata powlekła się wyrazem pojednawczym, nie tyle szczerym, co dyplomatycznym.
— Rozumiem cię bracie, — wyrzekł — i dziękuję ci, wstrzymałeś mnie od fałszywego kroku.
Wenus nic na to nie odrzekł, bo myślał, że dziś dopiero przyjaciel jego ukazał mu się we właściwem świetle.
— Przyznaję, żem się uniósł — ciągnął dalej Wegg — ale gdybyś stracił tyle, co ja straciłem, gdybyś znał, jak ja, ciotkę Elżbietę, wuja Parkera i innych mieszkańców pałacu, w którym rozpiera się teraz ten Boffen!
Wenus zgodził się na to, że nie znał wymienionych osobistości i dodał, że wcale tego nie żałuje.
— Drogi przyjacielu — rzekł dalej Silas — twoja wyrazista twarz przemówiła do mnie głośniej od słów, to też czytam w niej, jak w otwartej księdze.
— Co mianowicie?
— Żal, wyrzut i pytanie. Pytasz mnie oczyma, dlaczego nie jestem z tobą szczery i co przed tobą ukrywam. Spójrz na mnie i powiedz, czy wyczytasz odpowiedź w moich oczach.
— Wcale nie — odparł sucho Wenus.
— Wiem dobrze — rzekł z prostotą Wegg — że nie mam tak wyrazistej twarzy, jak ty, za to nieba obdarzyły mnie organem mowy, która pozwala mi uwiadomić cię, że zgotowałem dla ciebie niespodziankę.