Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/522

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nale, co potrzeba. Nadzieję kurczaka na rożen, posypię mąką i obleję masłem, co, czy nie tak?
— Nie mogę na to pozwolić, abyś w takim stroju...
— W takim stroju? Włożę zaraz fartuch, serwetę pod brodę.
Wykonała ten program najdokładniej. Owinęła się fartuchem — obcisnęła szczelnie białą serwetą, przypinając ją szpilkami, a foremna jej bródka i buzia z dołeczkami rysowała się ponętnie na tle białego płótna. Pani Wilfer patrzyła trochę oszołomiona na to odtrącenie własnej osoby od ogniska domowego. Lawinia tymczasem nakrywała do stołu, a że zajęcia gospodarskie wprawiały ją zawsze w najgorszy humor, ustawiała kieliszki i szklanki z takim hałasem, jakby stukała nimi do drzwi, dzwoniąc przytem nożami i widelcami w ten sposób, że sąsiedzi z przyległego domu mogliby mniemać, że ktoś fechtuje się tam lub potyka w pojedynku.
Nadszedł tymczasem Jerzy Simpson, jako nieuchronny członek wszelkich rodzinnych obchodów. Młodzieniec ten przeniósł teraz na młodszą pannę Wilfer uczucia, jakie żywił dawniej dla Belli. Zmieszał się jednak, widząc dawne swe bóstwo w roli skromnej gospodyni i, złożywszy życzenia pani Wilier, rzekł nieśmiało:
— Nie spodziewałam się nigdy, aby panna Bella raczyła zniżać się do tak skromnych zajęć.
— Nie spodziewałeś się pan? — przerwała mu kwaśno Lawinia — i dlaczegoż to? i poco wogóle mieszasz się pan do nie swoich rzeczy.