Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To pani. No! A ja myślałem, że mówię do nieznajomej. Co się pani stało?
— Brat mój poróżnił się ze mną i wyparł się mnie.
— No! to niech pani zapomni o nim, to niedobry, niewdzięczny chłopak... ja panią do domu odprowadzę.
Liza zgodziła się na to i wyszli oboje z placu, okalającego cmentarz. Zaledwie jednak znaleźli się na głównej ulicy, zjawił się, jak z pod ziemi Eugeniusz, pytając poufale:
— Co się stało, Lizo! Czekam tu na ciebie od godziny, włócząc się tu i tam, jak stary tandeciarz.
Ostatnie słowa wyrzeczone zostały pod adresem starego Riah, którego poufałe zbliżenie się do Lizy nie podobało się Eugeniuszowi. Ale Liza pod świeżem wrażeniem gróźb, rzuconych przez Bradleya Headstone, zadrżała z trwogi.
— O proszę, odejdź pan, panie Wrayburne, pan Riah odprowadzi mnie do domu.
— Odejść? ani mi się śni, czekam tu przecie umyślnie na ciebie. Zjadłem obiad w sąsiedniej restauracyi i czatuję tu od godziny. Ale czemu się tak spóźniłaś?
— Nie mogę panu teraz nic powiedzieć, panie Wrayburne, ale proszę pana na wszystko, odejdź pan i strzeż się pan, o strzeż...
— Cóż to znowu za awantury arabskie, kogo i czego mam się obawiać, a przedewszystkiem, cóż to za nowego opiekuna znalazłaś sobie, Lizo?