Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mniejsza zresztą o tego potworka, — mówił dalej Karol — wszystko to zmieni się, skoro Liza da panu odpowiedź.
— Więc spodziewasz się, że będzie mi przychylna?
— Ależ naturalnie, — upewniał z młodzieńczą żywością Karol. — Czyż może być inaczej? Wszystko przecie przemawia za panem, stanowisko, rozum, szacunek ludzki, protekcya dla mnie. Nie ulega wątpliwości, że pan masz wszystko za sobą.
— Prócz może twojej siostry, — zauważył ponuro Bradley.
— Cóż znowu! — zaprzeczył Karol, — ja przecie mam ogromny wpływ na Lizę.
— To prawda, że twoja siostra kocha cię bardzo, — potwierdził nauczyciel, chwytając się tej nadziei, jak deski ratunku.
— Ja też nie wątpię, że Liza przyjmie z radością zaszczytną pańską propozycyę i nic panu nie stanie na przeszkodzie...
— Prócz twojej siostry może, — pomyślał Bradley.
Przechodzili właśnie przez City, a niema chyba w świecie smutniejszego widoku, jak ten, który przedstawia to nasze londyńskie City, w chmurny, bezsłoneczny wieczór. Pozamykane sklepy zlewają się z szarością murów kamienicznych, a znany narodowy wstręt do barw żywych i jasnych sprawia, iż cała dzielnica ma wygląd iście żałobny. Szare są i bezbarwne stłoczone domy i kościoły ze swemi wieżycami i dzwonnicami, szare i zady-